Niestety, niezgodnie z Twoimi celami nic nie widzisz (uwielbiam to robić). Było w sam raz - wszystkie Pokemony mogły się pojawić. Z tą niedogodnością, że mroczne stworki nie lubią przebywać na słońcu, a dla lodowych typów jest za wysoka temperatura. Poza tym wiał też lekki wiatr - masz szanse na małe latające.

Wchodzisz do zagajnika, gdzie jest ciemniej i wilgotniej. Tutaj nie masz szans na złapanie Pokemona ognistego. W końcu dochodzisz do jeziorka gęsto porośniętego naokoło drzewami. Jednak nie widzisz żadnych Pokemonów.

W końcu coś dostrzegasz. Był to mały, niebieski orzełek z jasnokremowymi piórkami wokół główki, który smutno rozglądał się na boki. Widać mógł się zgubić lub wypaść z gniazdo, bo był jeszcze mały.

Maluch popatrzył na Ciebie i chlipnął.
- Ruff Rufflet Ruff Ruf Ruff, Rufflet Rufflet (Wypadłem z gniazda i nie wiem, jak wrócić) - powiedział smętnie przenosząc wzrok na ziemię. Biedny maluszek. Taki jeszcze mały, nieporadny, a już został doświadczony przez los i wypadł ze swojego małego domku.